Przeprowadzka do nowej siedziby, zmiany strukturalne oraz rebranding z efektem w postaci logo „InLife” są szansą dla Instytutu na nowe otwarcie się i odważne spoglądanie w przyszłość – ocenia dyrektor prof. Mariusz K. Piskuła, który po 13 latach kończy pełnić swoją funkcję.
Instytut Rozrodu Zwierząt i Badań Żywności PAN ma nowe logo – „InLife”. Co kryje się pod tym określeniem?
Tłumacząc dosłownie: „In” – od instytutu, innowacji, interdyscyplinarności i internacjonalizacji. Z kolei „Life” odnosi się do szerokiego spektrum naszych działań, które koncentrują się właśnie wokół życia – zajmujemy się przecież i żywnością, i rozrodem zwierząt oraz ludzi, i zdrowiem.
Nowe logo ma nam pomóc w sposób uniwersalny pokazać naszą działalność, bo choć formalnie zajmujemy się dwoma dyscyplinami: technologią żywności i żywienia oraz zootechniką i rybactwem, to nasze badania bardzo często są na styku wielu dyscyplin. Przykładowo, zgłębianie przyczyn niepłodności człowieka nie jest de facto zootechniką, z kolei badanie żywności w kontekście zaburzeń metabolicznych to już wkraczanie w medycynę.
Ważnym argumentem za stworzeniem logo była też kwestia ułatwienia komunikacji z innymi ośrodkami badawczymi oraz otoczeniem społeczno-gospodarczym – zarówno w Polsce, jak i zagranicą.
Pełna nazwa naszego Instytutu – która oczywiście nadal obowiązuje – jest długa i skomplikowana. Niewiele osób potrafi ją poprawnie powtórzyć za pierwszym razem. Stąd też regularnie spotykamy się z jej – większym lub mniejszym – przekręcaniem. Dla przykładu, zdarzyło się – i to w dokumentach! – przedstawiać nas jako Instytut Rozwodu Zwierząt czy Instytut Badań Rozrodu Żywności. Skrót „InLife” pozwoli unikać takich sytuacji.
Czy stworzenie nowego skrótu wiąże się z jakimiś zmianami w działalności Instytutu?
Wraz ze stworzeniem całej nowej identyfikacji wizualnej, przeprowadziliśmy też proces rebrandingu naszego Instytutu. Na nowo zastanowiliśmy się, kim jesteśmy, jakie mamy cele, w jakim kierunku chcemy podążać, jak chcemy być postrzegani itd. „InLife” koresponduje więc z głębokimi zmianami wewnątrz naszego Instytutu.
W tym miejscu chciałbym krótko przybliżyć naszą 36-letnią historię, bo jest ona kluczowa dla zrozumienia tej opowieści i bezpośrednio tłumaczy tok mojego myślenia.
Obrazowo można powiedzieć, że kończę kadencję jako reprezentant drugiego pokolenia władz Instytutu. Dla pierwszego pokolenia istotna była wąska specjalizacja – dlatego też na długi czas był formalny podziału jednostki na dwa oddziały: rozrodu zwierząt i badań żywności. Skutkowało to m.in. tym, że przy podziale budżetu na zakup aparatury badawczej dzielono go równo, po połowie, niezależnie od tego, czy ktoś potrzebował więcej. Pokłosie tego myślenia było dotąd widoczne – każdy oddział miał swoją siedzibę w innej lokalizacji w Olsztynie, do tego mamy dwa zakłady o nachyleniu medycznym w Białymstoku. W końcu po latach wszystko scalamy.
Niedługo po tym, jak przed 13 laty objąłem funkcję dyrektora, rozpoczęliśmy przygotowania do budowy nowej siedziby. Wtedy osiągnęliśmy już konsensus, że powinniśmy się łączyć, a nowa, wspólna siedziba będzie ku temu okazją. Dzięki temu zaczęliśmy patrzeć na Instytut jako całość – a nie na dwa osobne oddziały. Poszedłem jeszcze dalej, odchodzimy od tego podziału, likwidujemy oddziały. Formalności w tym kierunku już się toczą.
Przenosiny do nowej siedziby mają więc być takim otwarciem się Instytutu na nowe?
Z przenosinami będzie związana nowa misja Instytutu, ale to pozostawiam pani prof. Monice Kaczmarek, która przejmie po mnie kierowanie Instytutem z początkiem stycznia 2025 roku. To przedstawicielka „trzeciej generacji” pracowników.
Zaglądając jeszcze do wnętrza Instytutu, wprowadził Pan też zmiany strukturalne. Jakie?
Jedną z największych zmian jest likwidacja zakładów badawczych na rzecz mniejszych, ale jednocześnie elastycznych zespołów – tak jak dzieje się to w świecie. Dałem szansę tym naukowcom, którzy są gotowi do prowadzenia samodzielnych badań, mają pomysł na finansowanie i zgromadzili wokół siebie odpowiedni kapitał ludzki – aby nie mieli nad sobą szklanego sufitu. Teraz mogą założyć swój własny zespół, skupiając się na wybranym temacie.
Obecnie mamy wyłonionych 18 zespołów badawczych. Zainteresowanie wciąż jest, więc być może pojawią się jeszcze kolejne. W mojej ocenie jest to również sposób na taką zdrową konkurencję między naukowcami i sposób na nauczenie się budowania konsorcjów wokół wspólnego celu z innymi zespołami/jednostkami.
Stworzyliśmy również laboratoria specjalistyczne, czyli tzw. core facilities, które skupiają się wokół naszych najdroższych i najbardziej zaawansowanych technologii. Dostęp do nich będzie otwarty dla wszystkich naukowców – oczywiście pod okiem kompetentnych pracowników tych laboratoriów.
Czy sąsiedztwo nowej siedziby Instytutu z Olsztyńskim Parkiem Naukowo-Technologicznym oznacza większe otwarcie się na współpracę z biznesem?
Zdecydowanie. Wynika to z dwóch powodów.
Po pierwsze, jednym z warunków uzyskania dofinansowania na budowę nowej siedziby ze środków unijnych w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Warmińsko-Mazurskiego na lata 2014-2020, było nasze otwarcie na współpracę z szeroko rozumianym biznesem i udostępnianie mu części pomieszczeń; będzie to dla nas dodatkowych dochodem, co jest ważnym argumentem.
Zależy mi, aby to głośno wybrzmiało, że dzisiejsze finansowanie Instytutów PAN-owskich z budżetu państwa jest skandalicznie niskie w porównaniu do tego jak traktowane są uniwersytety. Dlatego, aby móc prowadzić badania na światowym poziomie musimy znajdować dodatkowe fundusze np. ze wspomnianej współpracy z biznesem, z projektów krajowych i ze środków prosto z Brukseli. Musimy patrzeć na nasze Instytuty jak na jednostki gospodarcze.
Kończąc pełnić funkcję dyrektora Instytutu jest Pan zadowolony ze stanu, w jakim zostawia Pan Instytut?
Tak, swoją kadencję kończę z zadowoleniem – szczególnie z faktu, że doprowadziłem do wybudowania nowej wspólnej siedziby i przeprowadziłem wewnętrzną restrukturyzację z rebrandingiem Instytutu.
A jakie, w Pana ocenie, największe wyzwanie czeka nową dyrektor Instytutu?
Budżet, budżet, budżet. Otrzymywane subwencje praktycznie stanęły w miejscu, a wydatki wciąż rosną m.in. ze względu na rosnące koszty utrzymania i ustawowe podwyżki dla kadry naukowej, choć dodatkowych środków, oprócz incydentalnych zastrzyków gotówkowych, na to nie dostaliśmy. No i przynajmniej kontynuacja sukcesów w pozyskiwaniu unijnego finansowania z Brukseli. Dodam, że sukcesy na tym polu skutkowały naszą nominacją do Kryształowej Brukselki, jako 1 z 5 spośród wszystkich 69 instytutów PAN, a już na pewno pobiliśmy na głowę wszystkich parających się nauką w regionie.