W Międzynarodowym Dniu Kobiet i Dziewcząt w Nauce (11 lutego) oddajemy głos dwóm reprezentantkom naszego Instytutu: prof. Monice M. Kaczmarek i dr Małgorzacie Starowicz. Pierwsza bada interakcje zachodzące między potomstwem a matką podczas ciąży i tuż po narodzinach, a od stycznia jest nową dyrektor Instytutu. Z kolei druga specjalizuje się w badaniu prozdrowotnego działania związków bioaktywnych pochodzących z żywności i jest liderką zespołu badawczego. Choć są na różnych szczeblach kariery naukowej, mają podobne doświadczenia m.in. w roli liderek, godzeniu pracy z życiem rodzinnym oraz w zaangażowaniu w mentoring i programy wspierania innych kobiet.

Międzynarodowy Dzień Kobiet i Dziewcząt w Nauce to święto ustanowione przed kilku laty przez Zgromadzenie Ogólne ONZ – na wniosek największych światowych organizacji, które wspierają i doceniają dostęp kobiet i dziewcząt do nauki, techniki, matematyki, ich kształcenia i badań naukowych na wszystkich szczeblach edukacji. Jak wy postrzegacie tę inicjatywę?

Monika M. Kaczmarek: Idea wspierania kobiet prowadzących badania naukowe jest dla mnie szczególnie ważna, z oczywistych względów. Ale równie istotne jest też zwrócenie uwagi na dostęp kobiet i dziewcząt do edukacji, zwłaszcza w tzw. obszarze STEM (ang. science, technology, engineering, mathematics), w szczególności w krajach, gdzie ich sytuacja nie jest tak dobra jak u nas.

Małgorzata Starowicz: Z kolei mi ten dzień przypomina historię emancypacji kobiet i ich walki o swoje marzenia. W różnych okresach historycznych kobiety udowadniały, że potrafią wiele osiągać w nauce i dokonywać ważnych odkryć naukowych, mimo tylu przeciwności. One jednak wychodziły poza schematy i walczyły o swoje. Bardzo lubię, że w tym dniu w mediach pojawia się dużo przykładów znanych, ale i tych mniej znanych kobiet, które dokonały znaczących odkryć w różnych dziedzinach nauki.

Jak oceniacie sytuację kobiet w nauce w Polsce?

M.M.K.: Uważam, że w Polsce sytuacja kobiet w nauce jest generalnie dobra. Mamy zapewniony dostęp do edukacji aż po studia, a statystyki pokazują, że ponad połowę studiujących stanowią kobiety. Rośnie również ich udział w naukach ścisłych, technicznych, przyrodniczych.

Natomiast, jeśli przyjrzymy się sytuacji kobiet na dalszych etapach kariery naukowej, to już nie jest tak optymistycznie, ponieważ im wyższy szczebel kariery – tym kobiet jest coraz mniej. Można to łatwo zaobserwować np. sprawdzając, ilu dziekanów stanowią mężczyźni, a ile kobiety; o stanowisku rektora uczelni czy dyrektora instytutu badawczego nie wspominając. Dlatego w mojej ocenie dużym wyzwaniem jest wciąż zwiększenie partycypacji kobiet na stanowiskach kierowniczych, aby w procesach decyzyjnych uwzględniano również perspektywę i potrzeby kobiet.

Co może być tego przyczyną?

M.S.: Według mnie tych przyczyn jest kilka. Przede wszystkim to z reguły na kobietach spoczywa większość obowiązków domowych, w tym wychowywanie dzieci – choć oczywiście rola mężczyzn w tym zakresie zmienia się. Część kobiet faktycznie stawia na pierwszym miejscu swoje rodziny, dlatego nie kontynuują swojej kariery. A też część kobiet jest onieśmielona wymaganiami rekrutacyjnymi na wysokie stanowiska – myślą, że nie są w stanie spełnić tych warunków, choć mają takie same kwalifikacje jak kandydujący mężczyźni.

M.M.K.: Często dopada nas tzw. syndrom oszustki – deprecjonujemy swoje umiejętności i podejmujemy się wyzwań tylko wtedy, gdy jesteśmy przygotowane na 120 procent. Nie jest to jednak tylko kwestia wewnętrznych wątpliwości, bo nadal zdarza się, że kobiety są zniechęcane do pewnych działań. Wciąż słyszymy stereotypowe argumenty, że rzekomo brakuje nam cech przywódczych czy umiejętności decyzyjnych. To nie tylko krzywdzące, ale i niezgodne z rzeczywistością.

Zgadzam się też ze stwierdzeniem, że jednym z głównych powodów nieobecności kobiet na wyższych szczeblach jest spowolnienie kariery związane z macierzyństwem – niezależnie od tego, w jakim obszarze działamy. Moim zdaniem to największa nierówność szans między kobietami a mężczyznami i ten najgrubszy szklany sufit, który wciąż trudno przebić.

Raport „Funkcjonowanie kobiet i mężczyzn w nauce” – przeprowadzony przed trzema laty przez Narodowe Centrum Nauki, w którego przygotowanie byłam zaangażowana – jasno wykazał, że kobiety wciąż doświadczają nierównego traktowania ze względu na płeć. Przejawia się to nie tylko w utrudnianiu awansu, ale też mobbingu, dyskryminacji kobiet planujących ciążę czy wychowujących dzieci. Zdarza się również protekcjonalne traktowanie.

Jak można zminimalizować negatywne dla kariery naukowej skutki przerwy macierzyńskiej u kobiet?

M.M.K.: Przykładem stosowanych rozwiązań jest uwzględnianie we wnioskach o stypendia czy granty nie wieku metrykalnego, ale „akademickiego” (np. liczbę lat po uzyskaniu stopnia doktora). Nie przeskoczymy fizjologii, to kobiety rodzą dzieci, dlatego uwzględnianie przerw macierzyńskich w ocenie dorobku naukowego powinno być standardem.

M.S.: Na szczęście coraz częściej spotykam się z uwzględnianiem przerw macierzyńskich, jest to widoczny i postępowy proces. Zresztą, branie pod uwagę doświadczenia, a nie wieku  jest też szczególnie istotne w kontekście współczesnych realiów, w których kobiety rozpoczynają swoją karierę naukową w różnych okresach swojego życia. Znam przypadki kobiet, które zaczynały swoje kariery zawodowe w firmach, a dopiero później decydowały się na drogę naukową.

Rozmawiamy o macierzyństwie, a jak wy radzicie sobie z zachowaniem równowagi pomiędzy karierą naukową a obowiązkami rodzinnymi?

M.M.K.: Uważam, że kluczowe jest wsparcie męża, partnera oraz bliskich osób np. rodziców czy przyjaciół, dzięki któremu można zorganizować opiekę nad dzieckiem. Najbardziej wymagający okres to zdecydowanie pierwsze lata, gdy dzieci wymagają dużo uwagi i opieki. W tamtym czasie często na swoje wyjazdy zawodowe – np. konferencje zagraniczne, ale też pikniki naukowe, zabierałam całą rodzinę. Nie ukrywam, że bardzo dużo pracuję, ale mam to szczęście, że moja rodzina wie, że nauka to także moja pasja.

Jednak równie ważne jest też znalezienie momentu oddechu od pracy i obowiązków – takiego czasu na spowolnienie myśli, refleksję. To mi daje siłę do podejmowania kolejnych wyzwań.

M.S.: Zachowanie tej równowagi nie jest łatwe, nie ma co ukrywać. Ale dzięki temu nauczyłam się lepiej gospodarować własnym czasem. W pracy daję z siebie 100 procent, żeby po powrocie  do domu skupić się na rodzinie. Choć oczywiście są takie dni, gdy trzeba jeszcze usiąść do pracy po godzinach. Mimo wszystko staram się oddzielać te role. Zależy mi na profesjonalnym wykonywaniu swoich obowiązków. Jestem przecież liderem zespołu, więc inni liczą na mnie.

Oczywiście to wszystko byłoby niemożliwe bez wsparcie najbliższych – męża, rodziny, ale i współpracowników. Kiedy mierzymy się z czymś razem, jest nam lżej. Nauczyłam się też odpuszczać i rezygnować z jakiegoś tematu, jeśli nie jest to dla mnie priorytet.

Dużo mówicie o wsparciu ze strony najbliższych. A co ze wsparciem kobiet ze strony kobiet? Może ono pomóc młodym kobietom w podjęciu kariery naukowej?

M.M.K.: Zawsze radzę dziewczynom, które chcą się rozwijać – nie tylko w nauce, ale i w innych dziedzinach – aby znalazły bratnią duszę w postaci mentora lub mentorki. Kogoś z kim można porozmawiać zarówno na tematy zawodowe, jak i życiowe. Warto mieć kogoś, kto w decydującym momencie powie: jesteś wystarczająca. Dasz radę.

Wsparcie ze strony kobiet jest niezwykle potrzebne. Sama z jednej strony korzystam ze wsparcia koleżanek po fachu, a z drugiej bardzo chętnie dzielę się wiedzą i angażuję się w programy mentorskie (m.in. takie jak TopMinds) i staram się pchać dziewczyny w górę.

M.S.: Jak najbardziej. Ja też na różnych etapach kariery spotykałam się z kobietami-mentorkami, uczestniczyłam w różnych programach mentorskich. Zaczynałam jako uczestniczka, a dziś sama stałam się mentorką m.in. w międzynarodowym programie WE Lead Food (EIT Food).

Myślę też, że każdy naukowiec musi mieć kogoś, kto będzie go wspierał zawodowo, rozumiejąc jednocześnie, jakie ma się inne zobowiązania. Współpracuję z wieloma kobietami. Często dzielimy się swoimi problemami, wahaniami, ale też radzimy się i zachęcamy do udziału w jakichś aktywnościach. To jest bardzo budujące.

Za którą opcją wsparcia kobiet w nauce jesteście: formalnym, odgórnym czy oddolnym np. takim jak mentoring?

M.S.: Myślę, że trzeba zachować balans. Z jednej strony w wielu projektach konieczne jest zaangażowanie jakiegoś procenta kobiet albo są wymogi dotyczące tego, że ileś kobiet ma zasiadać na stanowiskach kierowniczych. Ale nie zawsze jest to realne, ponieważ czasem akurat nie ma „wolnych” kobiet o danych kompetencjach. Dlatego myślę, że drugą stroną powinno być to wspieranie oddolne, które naprawdę podbudowuje kobiety, żeby walczyły o swoje kariery i pokazywały się z tym, co osiągnęły.

M.M.K.: Oczywiście niektóre kwestie formalne są potrzebne, jak np. wdrażanie w instytucjach planów równości płci, ale należy te regulacje w odpowiedni sposób wdrażać. Narzucanie, aby w jakimś zespole była kobieta, może sugerować, że jest tam tylko ze względu na płeć, co jest już pewną formą dyskryminacji. Tu nie powinny decydować procenty, liczby, a kompetencje, których kobietom nie brakuje.

Macie jakąś radę dla młodej kobiety, która zastanawia się, czy wybrać naukową ścieżkę kariery?

M.S.: Przede wszystkim radzę, aby nie bać się swoich marzeń i nie przejmować się stereotypami. Dzisiaj naprawdę istnieje dużo możliwości dla kobiet-naukowczyń. Każda musi wypracować swoją drogę, ale wszystko jest możliwe. I pamiętajcie, dziewczyny, że nie jesteście same.

Data publikacji: 11.02.2025